Czego by nie napisać blog istnieje.

Kategoria: praca

Sokownik Florina Juice z garneczki.pl

Sokownik – wynalazek wszech czasów II

Nie rozumiem dlaczego o sokowniku nie uczą w szkołach. Okazuje się, że sokownik nie robi jedynie soku, może robić wiele rzeczy na raz i wcale nie produkuje śmieci. 🤯

Sokownik my love

Sokownik to:

  • wyparzarka (wow!)
  • można w nim zrobić dżem / mus z resztek po robieniu soku – jest przepyszny i #nowaste, i za nic się nie przypali
  • w tym samym czasie kiedy na środkowym piętrze robi się dżem, można wyparzać na górnym słoiki i zakrętki, chochlę, lejek itd.
  • sokownik to świetny pasteryzator do słoików 🤯 dużo mniej problematyczny niż tradycyjne pasteryzowanie w garze z wodą
  • oczywiście nie zapomnijmy, że z łatwością robi sok 🤣

Każda babcia ma swoją wojnę

Babcia naprawdę przeżyła wojnę. Całą młodość pracowała dla Niemca. 7 dni w tygodniu od 5tej rano doiła krowy, piekła chleby, zwoziła siano z pola, misternie ułożone na wozie. Raz na dwa miesiące miała po porannym dojeniu krów prawie wolny dzień – no cóż, wieczorem krowy też dają mleko, toż musiała wcześnie wrócić. Kiedy Niemcy uciekali pomogła im, z dobroci serca, żeby dzieci nie pomarły.

Po wojnie była bieda. Dzieci babci nie miały butów. Zimą tylko jedno chodziło do szkoły, tylko w tych jednych trzewikach, śnieg był po pas.

Nie było rozwodów a tragedii była masa.

Ja jestem jakimś innym człowiekiem

Rozmawiam ze starszymi, samotnymi osobami na dworcu, kiedy inni odwracają wzrok i udają, że nie słyszą. Pozwalam panu otworzyć drzwi i oboje do siebie się uśmiechamy. Rozmawiam z bezdomnymi przy śmietniku. Dobrze wiem, że mają terminarz i dogadane godziny przychodzenia. 

where is harmony?

Od przybytku głowa boli

Czy zwracasz uwagę, że zawsze jest za dużo? 

Za dużo miłości, szaleńczego zakochania, ognia trawiącego wnętrzności i ciało. 

Za dużo jest samotności, ciążacej pustki, zaplastrowanej alkoholem, instagramem, netflixem, złymi myślami. 

Za dużo jest lukru na pączku i tłuszczu pływającego w rosole. 

The mystery of the sunken donut

She was looking into the dirty waters of river Thames, bending over bridge’s dirty racks. Her hair was falling down, being thrown all directions with the cold wind. One could not see her eyes. Only her red nose was popping up. Red as a berry. The waters did not seem to care at all. Just a gray, moving slowly, huge pile of connected closely drops. Not alone, not single. Only if she could be such a drop.

She stood back up, took a swift at her wet nose and showed her face to the cold. It was wet as well. She wouldn’t bother to touch her tear marks – she felt assured, knowing they were there – like jewels, proof of recent struggle, marks of her new wisdom.

Ratunek dla posta powszedniego

Płyń słowo gromkim ciągiem literek, obyś tylko miało orzeczenie pośród swojego szeregu i kropkę na koniec.

Posta Ci tu nie uświadczysz, drogi Wizytorze, regularnego. Powód jest prosty. Samo myślenie o tym, a jakże napisanie, już mnie przyprawia o skręt kiszek – w zasadzie gdzieś wyżej, około żołądka. Ale olać anatomię! Ten zaczątek myśli o posiedzeniu kilkugodzinnym przed kompem, o obróbce zdjęć, czytaniu 25tym, poprawkach, zostawieniu do rana – bo z rana umysł patrzy łaskawszym okiem (widzi koło zamiast kwadratów)… Taki zaczątek myśli i lecę prać, gotować i o zgrozo: pracować.

– Bój się Boga! Pracować???
– A jakże!

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén